Dostali?my "bilety" na miejsca stoj?ce, ruszyli?my sprzed dworca i tak si? zacz??a nasza ukrai?ska przygoda. Podró? tym autobusem to dok?adnie cztery godziny dramatu. W tym czasie przejechali?my "a?" 100 km. Stoj?c na jednej nodze, jedn? r?k? podpieraj?c si? o brudny (jak wszystko) zag?ówek, podró?zujemy tak a? do samego Iwano-Frankowska. Wspó?pasa?erowie tego cudu techniki nie odczuwaj? potrzeby otworzenia okien, chocia? my ju? si? dusimy w kurzu. Po otwarciu klapy w dachu wybucha straszna k?ótnia w autobusie, ka?? nam j? natychmiast zamkn??. Co kraj to obyczaj. Zamykamy, ale jeszcze kilka razy powtarzamy ten manewr, bo ?yk ?wie?ego powietrza jest tego wart. Wysiadamy wreszcie w Iwano-Frankowsku, nie robi on na nas jednak lepszego wra?enia ni? to, co widzieli?my dotychczas. Udajemy si? w dalsz? drog? autobusem do Nadwórnej. Tym razem mamy wykupione miejsca siedz?ce, tylko nie ma co zrobi? z naszymi wielkimi plecakami i musimy je trzyma? na kolanach. Jeszcze tylko jeden etap podró?y i b?dziemy w Rafaj?owej.
Autobus jest dopiero za kilka godzin, mamy wi?c czas, aby co? zje??. Udaj? si? do pobliskiego domu po wod?. Po moim kaleczonym pytaniu (zd??y?em ju? troch? zapomnie? od podstawówki) o wod?, wszyscy ludzie w domu zgodnym chórem spytali:
- Poliak?
- No... tak.
O, to ju? lec? po wod?, wódka si? wlewa do miarek (czytaj: musztardówek), zaczynaj? opowiada? co tu mo?na zobaczy? ciekawego. Cz?stuj? mnie t? wódk? i nawet ch?tnie bym si? jej napi?, gdyby nie fakt, ?e by?o jej prawie 200 gram. Có? to dla nich, wypili i zaczynaj? si? zbiera?, bo musz? doj?? tam, gdzie my jedziemy. W ko?cu przyjecha? autobus, który jak wszystkie tu nie wiadomo czemu jeszcze je?dzi. Chocia? czasem, aby zapali?, kierowca pomaga? sobie korb?. Wygl?d tych autobusów te? nie budzi zaufania - s? brudne i odrapane, ale to trzeba zobaczy? na w?asne oczy. Po odstaniu dwóch godzin na jednej nodze zasypiali?my na stoj?co. W ko?cu dojechali?my do Rafaj?owej. Pierwszy nocleg chcieli?my sp?dzi? z dala od cywilizacji, co w tym przypadku nie by?o trudne. Po dwóch godzinach marszu dolin? znale?li?my idealne miejsce na nocleg. Rozbili?my namiot na grobli pomi?dzy jeziorkiem, nad którym znajdowa? si? wodospad, a rzek?.
Przez noc u?wiadomi?em sobie, do czego mo?na porówna? Nadwórn?. To tak jakby ludzie wracali na te tereny po wybuchu bomby biologicznej albo chemicznej. Dok?adnie tak tam wszystko wygl?da. Rozwój miasta zatrzyma? si? gdzie? w pocz?tkach XX wieku. Szli?my d?u?ej ni? zak?ada?y nasze plany, ale przecie? nie wszystkie za?o?enia sprawdzaj? si? w terenie. Ukoronowaniem naszego deptania by?a Sywula - najwy?szy szczyt Gorganów (1836 m n.p.m.). Pó?niej jeszcze kilkugodzinny marsz g?ównym grzbietem Karpat (przed wojn? bieg?a t?dy granica polsko-czechos?owacka) i dotarli?my na Taupiszyrk?, gdzie z powodu zalegaj?cych ciemno?ci musieli?my przenocowa?. Rano otaczaj?cy nas ?wiat skrywa?a mg?a, wi?c musieli?my si? przemóc, aby wyj?? dalej. Naszym celem by?a Bratkowska (w pierwotnej wersji mieli?my jeszcze zej?? na Prze??cz Okole)... Niestety, po raz kolejny nasze plany zosta?y zweryfikowane w drodze. Brakuj?cy odcinek do Prze??czy Legionów pokonujemy w 2 godziny. Prze??cz Legionów to bardzo ciekawe miejsce. W 1914 r. przechodzi?y t?dy legiony polskie, a obecnie stoi wysoki krzy? (a? dziwne, ?e jeszcze stoi), postawiony prawdopodobnie w 1931 r. Znajduje si? tam wiersz, który dot?d zapad? mi w pami?ci, sam nie wiem, czemu:
"M?odzie?y Polska, patrz na ten krzy?,
Legiony Polskie d?wign??y go wzwy?,
Przechodz?c góry, lasy i zwa?y,
Dla Ciebie, Polsko! I dla twej chwa?y!"
Po nast?pnych dwóch godzinach marszu pogoda znów si? pogorszy?a i zacz?? pada? deszcz. Co gorsza, droga z do?? wygodnej ?cie?ki zmieni?a si? w b?otnist? ma? poprzecinan? niezliczon? ilo?ci? drzew, które tarasowa?y przej?cie. Do wysoko?ci Bratkowskiej mamy jeszcze tylko jakie? 500 m podej?cia. Obawiamy si? jednak, ?eby nie okaza?o si? jak dot?d, bo wtedy wyjdzie nam jakie? 1200 m. Zd??y?o zrobi? si? ju? pó?no i prawie ciemno. Ostatnie 200 m podej?cia na Durni? pokonujemy w 3-metrowej kosówce. Jeste?my ju? troszk? zm?czeni ca?ym dniem i zaczynamy si? zastanawia?, jak d?ugo bedziemy si? jeszcze przedziera? przez kosówk?, aby wreszcie móc rozbi? namiot. Na szcz??cie na prze??czy mi?dzy Durni? i Grop? jest du?o miejsca na namiot. Nie wzi?li?my tylko jednego pod uwag? - na prze??czy wieje wiatr. W pewnej chwili nawet wiatr zacz?? sk?ada? nam naszego "marabuta", w ko?cu podparli?my rurki plecakami i poszli?my spa?.