Przemoczony do suchej nitki i oblepiony wsz?dobylskim kurzem usiad?em na ziemi, ko?o plecaków. Danka posz?a poszuka? wagonu numer 9 - to w?a?nie w nim znajdowa?y si? dwa czekaj?ce na nas miejsca, na których mieli?my sp?dzi? najbli?szych dwadzie?cia par? godzin, miejsca, za które zap?acili?my i których numery wyszczególnione by?y na naszych biletach. Po kilku minutach Danka wróci?a z wyrazem zdziwienia na twarzy.
- Nie ma wagonu nr 9 - us?ysza?em.
- Jak to nie ma? - zapyta?em, podejrzewaj?c ?art.
- Jest 7 i 8, 10 i 11, ale 9 po prostu nie ma.
- Mo?e jest w innym miejscu, na pocz?tku albo na ko?cu?
- Nie, nie ma go ani na pocz?tku, ani na ko?cu, ani nigdzie; mo?esz to sprawdzi? sam!
Przekl??em szpetnie, wsta?em i, z trudem pow?ócz?c nogami, poszed?em to sprawdzi? osobi?cie. Sytuacja by?a nieweso?a - wagonu faktycznie nie by?o. Wszystkie pozosta?e by?y wypchane do granic mo?liwo?ci. Podszed?em do pierwszego napotkanego osobnika ubranego w mundur. Kiedy ju? wy?uszczy?em mu istot? problemu, okaza?o si?, ?e nie mówi po angielsku. Drugi z kolei, przyodziany w nieco inny uniform, wzruszy? tylko ramionami i beznami?tnie stwierdzi?, ?e nie wie, dlaczego wagonu nie ma.
Do odjazdu pozostawa?o dwadzie?cia minut i stawa?em si? coraz bardziej nerwowy. Postanowi?em uda? si? do lokomotywy - powinni co? wiedzie?. Nic z tego. Wracaj?c zauwa?y?em krz?taj?cego si? po peronie grubasa w bia?o-czarnym gajerku. W r?ku trzyma? notes i plik jakich? papierów. Tak w?a?nie wyobra?a?em sobie pakista?skiego kierownika poci?gu. W skrócie zarysowa?em mu dramatyzm naszej sytuacji, prosz?c o wyja?nienia.