Nazajutrz postanawiamy obejrze? swamp z bliska. Wypo?yczamy pirog? i
wios?ujemy p?yn?cym przez wiosk? bayou (kanale), by po chwili skr?ci? w jego
boczny odp?yw, straci? z oczu domy i ulice i pozosta? sam na sam z g?stym,
wilgotnym lasem. Na wypadek spotkania aligatora mamy nie robi? nic, bo zwierz?
i tak nas nie zaatakuje, tylko b?dzie si? chcia?o przyjrze?, jako ?e jest
z natury ciekawe. Wierzymy w t? rad? gor?co (...). Na rozlegaj?ce si? co i raz chlupni?cia reagujemy ze spokojem. Rozgl?damy si? wokó?, pokazuj?c sobie nawzajem to czapl?-olbrzyma l?duj?c? na wielkim drzewie, to ?awic? ryb, przep?ywaj?c? na wyci?gni?cie r?ki, to wygrzewaj?ce si? na kamieniu ?ó?wie. Po prawie trzech godzinach wodna p?tla si? zamyka, znów jeste?my przy pomo?cie, z którego wyruszyli?my. Regenerujemy si?y u Big Ala, po czym jedziemy w?sk? drog? na po?udnie, podziwiaj?c mijane osady rybackie, prowadzeni wszechobecnym zapachem morza.
Nast?pnego dnia wracamy do rzeki, chcemy wreszcie dotrze? do Nowego Orleanu.
Po drodze zwiedzamy jedn? z kilkunastu plantacji, gdzie bardzo mi?a pani
przewodniczka w interesuj?cy sposób zapoznaje wycieczk? z histori? regionu.
Potem jeszcze jedno gumbo - naprawd? lubimy to danie,
i ju? prosto do najwi?kszej atrakcji turystycznej naszej wakacyjnej trasy.
W mie?cie zostajemy dwa dni, zwiedzamy to, co najbardziej znane. Sobotni? noc
sp?dzamy we French Quarter, spaceruj?c w?skimi uliczkami z XIX-wieczn? zabudow? w stylu francuskich kamieniczek. W skali kraju - rzeczywi?cie, unikat. To
jednak, co najbardziej nam si? podoba, to muzyka. Na placu przed katedr? przez
ca?e popo?udnie koncertuje grupa jazzowa, której nie powstydzi?yby si?
porz?dniejsze kluby. Przerywaj? granie o 5, by nie zak?óca? odbywaj?cej si? w
katedrze mszy. Godzin? pó?niej muzycy i publiczno?? s? z powrotem na swoich
miejscach. Po obiedzie (gumbo, oczywi?cie, oraz jambalaya i krewetki po
kreolsku) ruszamy na nocn? przechadzk? po Bourbon Street. Poniewa? ludzi jest
tam zatrz?sienie, ka?dy bar mo?e sobie pozwoli? na op?acenie przyzwoitego
zespo?u, który umili czas go?ciom. Chodzimy od drzwi do drzwi i s?uchamy to
bluesa, to jazzu, to cajun, a wszystko w dobrym wykonaniu. Mog?oby tak by? i
u nas. Po tej uczcie dla ducha i cia?a, zgrzytaj?cym tramwajem wracamy do
hostelu. W niedzielny poranek spacerujemy po Garden District, podziwiaj?c,
olbrzymie niekiedy, bardzo ?adne domy, z których wiele ma ca?kiem d?ug? i
ciekaw? histori?. Chcemy odwiedzi? jeden z zabytkowych cmentarzy, ale okazuje
si?, ?e w niedziele s? zamkni?te. Jedziemy wi?c nad rzek?, by spojrze? na ni?
jeszcze raz, na po?egnanie. Nowy Orlean to punkt zwrotny naszej podró?y. St?d
b?dziemy jecha? ju? tylko na pó?noc.
Sweet home Alabama, czyli odkrywanie nieznanego
By dotrze? do kolejnego przystanku na trasie - regionu wspinaczkowego Tennessee
Wall, musimy przedosta? si? przez Alabam?. Nie jest to, jak nam si? wydawa?o,
kawa? ziemi le??cej od?ogiem, ale stan o urozmaiconej scenerii i, przynajmniej
tu i ówdzie, t?tni?cy ?yciem. Po?udniowy kraniec, wybrze?e Zatoki
Meksyka?skiej, to pas bia?ych piaszczystych pla?, szkoda tylko, ?e upstrzony
40-kilometrowym ci?giem kasyn i hoteli, odbieraj?cych mu wi?kszo?? uroku. Na
szcz??cie kraina uciech ust?puje w ko?cu miejsca parkowi narodowemu Gulf
Islands, gdzie zatrzymujemy si? na noc. Tak naprawd? widzimy tylko przyczó?ek
parku, którego g?ówn? cz??? stanowi? piaszczyste wyspy, chroni?ce wybrze?e
Alabamy i Florydy przed dzia?aniem wody i wiatru z zatoki. W centrum
turystycznym ogl?damy film, z którego wynika, ?e ca?y obszar jest bardzo
urokliwy i z pewno?ci? wart dok?adniejszego poznania. Niestety, nie tym razem,
bo harmonogram napi?ty, ale mo?e uda si? tu kiedy? wróci?.
Z Gulf Islands ruszamy na pó?noc. Zatrzymujemy si? w stolicy stanu, Montgomery,
zainteresowani znajduj?cym si? tam muzeum Scotta i Zeldy Fitzgeraldów.
Montgomery to stolica raczej nietypowa, o ile bowiem jest o?rodkiem
administracyjnym, to poza tym niewiele si? tu dzieje. ?ycie kwitnie w
miastach uniwersyteckich, tu za? oprócz stosownych urz?dów ulice wype?niaj?
g?ównie historyczne domy. W jednym z nich w latach 30. mieszka?o ma??e?stwo
Fitzgeraldów. Dom przerobiono na muzeum, w którym mo?na obejrze? film o ich
?yciu. Muzeum jednak w poniedzia?ki jest nieczynne, a poniewa? w?a?nie
w poniedzia?ek odwiedzamy Montgomery, musimy si? zadowoli? obejrzeniem domu z zewn?trz. Nie bardzo nas to martwi, bo okolica jest przyjemna, a pora w sam
raz na lunch, wi?c ??czymy przyjemne z po?ytecznym, po czym jedziemy dalej.
Kolejny przystanek to pó?nocny skraj stanu, gdzie wartkie strumienie wij? si?
przez piaskowcowe kaniony, a wn?trza ska? kryj? w sobie malownicze jaskinie.
Jak?e inaczej, ni? rano w Gulf Islands. Na noc zatrzymujemy si? w parku
stanowym de Soto. Palimy ognisko i patrzymy w ogie?.