- Prosz? pa?stwa, po lewej stronie wida? szczyt Kilimand?aro - oznajmi?a beznami?tnym g?osem stewardesa. W ten sposób zosta?a przedstawiona mi góra, b?d?ca dachem Afryki, najwy?sz? wolno stoj?c? gór? ?wiata, u?pionym wulkanem - jednym s?owem - Kilimand?aro. Mimo tych wszystkich szumnych okre?le?, ogl?dana z wysoko?ci jedenastu tysi?cy metrów, nie zrobi?a na mnie wielkiego wra?enia. Wgl?da?a raczej jak babka polana lukrem. Jednak to tylko pozory. Szczyt góry wznosi si? na wysoko?? przekraczaj?c? 5500 m n.p.m. Stoj?c samotnie po?ród sawanny, dominuje nad wszystkim i budzi respekt.
U podnó?a góry
Moje spotkanie bliskiego stopnia z najwy?sz? gór? Afryki odby?o si? w marcu 1998 roku. Dok?adnie 4 marca, kiedy z pozosta?? trójk? uczestników wyprawy znale?li?my si? u stóp Kilimand?aro, w ma?ym miasteczku Moshi. Tam góra ta nie wygl?da?a ju? jak lukrowana babeczka - czar prys?. Sta?a na widnokr?gu, pot??na, z o?nie?onym szczytem. Tak jak jej kontur wyra?nie zdominowa? widnokr?g, tak oferta wszystkich naganiaczy z agencji turystycznych w Moshi zdominowana by? przez jedn? tylko atrakcj?: trekking na Kilimand?aro.
Zanim zacznie si? ca?? wypraw?, trzeba przezwyci??y? w?a?nie owych naganiaczy. Wiedz? oni dobrze, ?e na szczyt nikt nie wejdzie bez przewodnika, wi?c dyktuj? ceny. Oprócz przewodników (przynajmniej jeden na dwie osoby) staraj? si? te? wcisn?? kucharza i jak najwi?cej tragarzy. A wiadomo, ?e ka?dy dodatkowy opiekun to dodatkowa op?ata. Poza tym przyj?te jest równie?, ?e oprócz op?aty dla agencji ka?dy, a zw?aszcza przewodnicy, dostaj? tipsa - napiwek w wysoko?ci oko?o 10 procent op?aty za trekking. Warto wi?c si? rozezna? i nie bra? pierwszej lepszej oferty. Agencji jest du?o i w ka?dej mo?na si? targowa?. Nam uda?o si? zej?? do ceny 100 USD na osob? za jeden dzie? trekkingu. W sumie na cztery osoby wysz?o 1200 USD plus 30 USD napiwku.
Jednak gdy znale?li?my si? w Moshi, nie wiedzieli?my tego wszystkiego. Nie mieli?my zamiaru korzysta? z us?ug przewodników, a tym bardziej agencji. Byli?my zdecydowani wej?? na w?asn? r?k?, nie zwa?aj?c na ostrze?enia naganiaczy:
- No Mister, no entry without guaid - ale my mieli?my przecie? mocne papiery, byli?my oficjaln? wypraw?. W r?kach trzymali?my przewodniki "Lonely Planet", a w g?owach pe?no informacji wyczytanych z internetu.
Pierwszy atak
Po sp?awieniu wszystkich naganiaczy ra?no ruszyli?my pod szczyt. By? to pierwszy nasz atak na bram? Narodowego Parku Kilimand?aro. Zako?czy? si? niepowodzeniem. Nie mieli?my przewodnika, a próbuj?c za?atwi? wej?cie na w?asn? r?k?, utkn?li?my na pó? dnia przy chatce stra?ników. Jednak nie by? to zmarnowany dzie?.
Po pierwsze, dzi?ki niemu dostali?my pierwsz? i najwa?niejsz? lekcj? afryka?skich obyczajów - najwa?niejszymi papierami s? pieni?dze. To one mog? otworzy? bramy, ale mog? równie? je zamkn??. Stra?nicy dostaj? sta?? dzia?k? od agencji turystycznych, wi?c nie wpuszczaj? nikogo bez ich opieki. Po drugie, znalaz? nas Idrys - naganiacz z agencji, bardzo skory do negocjacji. A po trzecie, otrzymali?my nagrod?. By?o ni? spotkanie z Markiem Kami?skim i Leszkiem Cichym. Nigdy by do niego nie dosz?o, gdyby?my - tak jak wszyscy - zaraz po przyje?dzie zacz?li wchodzi?. A tak siedz?c w cieniu us?yszeli?my polskie s?owa, a zaraz potem zobaczyli?my ich schodz?cych z góry. Chwil? pogadali?my - jak to Polak z Polakiem za granic?. Na koniec nie oby?o si? bez zrobienia pami?tkowej fotki.
Drugi atak
Drugi atak na bram? parku nast?pi? kolejnego dnia, czyli 6 marca. Tym razem wszystkie formalno?ci sprawnie za?atwi? Idrys. Przydzieli? te? dwóch przewodników - Pitera i Gaspara. Tym sposobem oko?o po?udnia wyruszyli?my z 1800 m n.p.m. do pierwszej huty (bazy noclegowej). Po trzygodzinnym marszu przez tropikalny las, pe?en czarnych ma?p i egzotycznej ro?linno?ci, dotarli?my na wysoko?? 2700 m n.p.m. do Mandara Hut.
Drugiego dnia wyruszyli?my rankiem i po czterogodzinnym marszu znale?li?my si? w Horombo Hut. Po drodze min?li?my chmury, a powietrze wyra?nie si? och?odzi?o. Zamiast lasu wsz?dzie porasta?a ju? kosodrzewina i kar?owate drzewka. Z wysoko?ci 3720 m n.p.m. mogli?my spogl?da? na zbit? warstw? chmur, nad którymi o ?wicie i przed zachodem s?o?ca pojawia? si? wierzcho?ek Kilimand?aro z lodow? czap?.
Do trzeciego i ostatniego obozu pod szczytem wiód? szlak przez ksi??ycowy krajobraz wielkiego siod?a skalnego mi?dzy Mawenzi i Kibo. Po pi?ciu godzinach marszu, w trakcie którego odczuli?my po raz pierwszy, co to znaczy choroba wysoko?ciowa, dotarli?my do Kibo Hut - 4703 m n.p.m. Na miejscu przywita? nas przejmuj?cy ch?ód i wielkie kruki unosz?ce si? nad kamiennym barakiem, miejscem naszego noclegu. Noc w Kibo Hut jest sprawdzianem. Je?eli p?uca i g?owa odmawiaj? pos?usze?stwa, je?eli nie wytrzymuje ?o??dek - trzeba wraca?. Próba wej?cia cho?by o sto metrów wy?ej mo?e okaza? si? fatalna.