Kusz? miejscowe atrakcje. Wielb??dy - przeja?d?ka po pustyni. Narty - zjazd na wydmach. Teraz nic z tego, mo?e wieczorem...
Wieczorem, po b?ogim, przelewaj?cym si? dniu, gdy robi si? wreszcie ch?odniej, wybieramy si? na d?u?szy spacer w stron? ergu. Po drodze jak dzieciaki pakujemy gar?cie pustynnego piachu do kieszeni. Pilnujemy si? jednak bardzo, gdy? po jakim? czasie tracimy z oczu nasz kemping, a wszystko wokó? wydaje si? takie samo: bli?niacze pagórki, k?py traw. Idzie si? ci??ko, nogi grz?zn? w gor?cym piasku. Do tego my?l mrozi widok zachodz?cego s?o?ca (teraz chwilami idziemy po omacku, a co dopiero po zmierzchu...), dlatego co pewien czas upewniamy si? co do drogi powrotnej. Nie udaje si? nam wej?? na najwy?sz? wydm? Ergu Chebbi - droga na skróty nie jest tak ?atwa, jak s?dzilimy, piach osuwa si? spod nóg, ruszamy si? w ?limaczym tempie: jeden krok pod gór? oznacza dwa kroki w dó?. Tym razem musimy zrezygnowa?, zaczyna si? ?ciemnia?.
Saharyjska noc to te? prze?ycie. Duszna, niezwykle rozgwie?d?ona, z gwiazdami na wyci?gni?cie r?ki i przejrzystym powietrzem nios?cym daleko najmniejszy szmer, nie mówi?c o charczeniu wielb??dów. Nie da rady zasn?? kamiennym snem, zreszt? przecie? nie co dzie? rozbija si? namiot tak blisko Sahary!
Z ?alem wyje?d?amy nast?pnego dnia rano, nim s?o?ce zacznie porz?dnie grza?. Z taksówk? nie mamy ju? ?adnych problemów, zabiera wszystkich ch?tnych z kempingu. Znów czeka nas godzina jazdy w kurzu i pyle kamienistej pustyni drog? do Risani. Jest to te? pocz?tek naszego powrotu do domu.