Gdy coraz bardziej oddalamy si? od miejsc cywilizowanych, horrendalnie wzrasta cena wody. W pierwszej napotkanej knajpce, po ok. 2 godzinach marszu, litr wody kosztuje 85 rupii. Ten sam litr w Kathmandu kosztuje 15 rupii. P?ynne z?oto.
Wysoko?? zaczyna ju? dawa? si? nam we znaki, wszystkich boli g?owa. Jeste?my potwornie zm?czeni, co kilka kroków musimy robi? przerw? na d?u?szy odpoczynek... Tu? pod samym Muktinath jest bardzo stromo. Nareszcie dochodzimy. Jest godzina 18, w?a?nie zasz?o s?o?ce. Po 15 minutach jest ju? zupe?nie ciemno. Doszli?my w ostatniej chwili.
Muktinath usytuowane jest na zachodnim zboczu Damodar Himal, na pó?noc od szczytu Mt. Dhaulagiri, jednej z 5 najwy?szych gór ?wiata. Od prawie 3 tysi?cy lat jest to znany o?rodek religijny. Z pielgrzymk? udaj? si? tu zarówno hindusi, jak i buddy?ci. Zanim buddyzm opanowa? te tereny, miejsce by?o znane jako Chhy-mi-ghyarcha, czyli "miejsce stu ?róde?". Rzeczywi?cie, w okolicy znajduje si? wiele potoków górskich. Wokó? ?wi?tyni wznosi si? mur, z którego tryska 108 strumieni. Woda wyp?ywaj?ca przez ozdobne rynny uwa?ana jest za ?wi?t?. Odwiedzamy równie? ma?? buddyjsk? ?wi?tynk?, w której p?onie "wieczny ogie?", ?ywi?cy si? naturalnym gazem wydobywaj?cym si? ze ska?.
W Muktinath zostajemy przez weekend i w poniedzia?ek udajemy si? w drog? powrotn?. Inn? tras? - tym razem przez Kagbeni, czyli wed?ug naszego pierwotnego planu, gdzie docieramy wczesnym popo?udniem. Kagbeni (2850 m n.p.m.) znajduje si? na granicy zamkni?tego regionu Mustang. Droga do miasta prowadzi przez bram?. Jak g?osi legenda, przekraczaj?c bram? nale?y pozostawi? z?e my?li na zewn?trz. Kagbeni jest przepi?knie usytuowane na skraju urwiska, u zbiegu dwóch rzek Kali Gandaki i Jhong Khola.
W?ócz?c si? po okolicy napotykamy stary buddyjski klasztor. Turystów tu prawie nie ma, wi?c decydujemy si? ma?? wycieczk? z miejscowym mnichem w roli przewodnika. Nasz? uwag? zwraca architektura miasta - budynki z ceg?y glinianej, w?skie uliczki i tunele, kana?y... ?atwo mo?na si? tu zgubi?.
Rankiem z now? energi? ruszamy do Jomsom. Na lotnisku czeka nas szczegó?owa kontrola baga?u (tym razem musimy wyj?? baterie z aparatów fotograficznych). Na terenie lotniska nie ma pr?du, co jest cz?stym tu problemem, wi?c kontrole s? raczej ma?o skuteczne. Udaje mi si? przemyci? zapasowe baterie. Jest to szczególnie wa?ne, jako ?e widoki na tej trasie s? po prostu nieziemskie - trasa lotu prowadzi wzd?u? doliny rzeki Kali Gandaki, najg??bszej pono? doliny na ?wiecie (niestety, brudne szyby w oknach samolotu uniemo?liwiaj? wierne oddanie rzeczywisto?ci).
Po pó? godzinie jeste?my w Pokharze. Znów ten sam hotel - Greenpeace, którego nazw? niektórzy znawcy t?umacz? jako "zielony groszek" - ten sam pokój... Pora si? wyspa? i zrobi? pranie. A na obiad jak zwykle do knajpy pend?abskiej.