20. Wycieczka do Isfahanu
Po kilku dniach w Teheranie zadecydowa?em si? jecha? do Isfahanu - architektonicznej per?y Iranu. Akurat by? d?ugi weekend, bo przypada?a 8. rocznica ?mierci Chomeiniego. Co si? wtedy dzia?o, warto opisa?, ale nie w tym miejscu. Teheran ma cztery arcynowoczesne dworce autobusowe w czterech rogach miasta, ju? na obrze?ach, wi?c dojazd tam taksówk? sporo kosztuje (nie potrafi? poda? cen, bo nie pami?tam, ale kilka dolarów - nale?y si? targowa?). Hall g?ówny pe?en jest kas-okienek, sprzedaj?cych bilety ró?nych kompanii.
Sprzedawcy cz?sto krzycz? na g?os nazwy docelowe, ?eby zwabi? klientów. Znale?? w?a?ciw? kompani? i okienko, to jeszcze nic; dogada? si? co do ceny biletu, o której wyje?d?a autobus i o nazw? kompanii, to jeszcze te? nic. Ale znale?? ten autobus na czas (bo mo?e on sta? wsz?dzie) i by? pewnym, ?e to autobus tej w?a?nie kompanii (bo i tak nie odczytasz nazwy...) ooo! to ju? jest filozofia! Pod dworcami s? teoretycznie perony, ale peronów jest powiedzmy 12, a kompanii 47, wi?c trzeba biega? i szuka?.
Je?li jedziesz na po?udnie, odje?d?asz z dworca po?udniowego - jak w przypadku Isfahanu. Je?li jedziesz na wschód - to ze wschodniego itd. Bilet do Isfahanu kosztowa? ko?o 4 $. W dzikim t?umie prowadzili mnie jacy? wys?annicy rodziny Rajmunda, inaczej nigdy nie znalaz?bym tego autobusu! Takie t?umy wyje?d?a?y z miasta ca?y d?ugi weekend.
W autobusie (mercedes, rocznik 1965, ozdobiony napisami: "Allah Akbar", "Allah Mashallah!") sami faceci, brodaci i niezbyt poci?gaj?cy. Gdy tylko ruszamy, ca?y autobus zaczyna recytacj? wersetu Koranu. Taki zwyczaj. To tak jak w Polsce na pielgrzymkach zwyk?o si? odmawia? ró?aniec, tylko ?e w Iranie to nikogo nie dziwi i nie oburza.
W Isfahanie l?duj? ok. 1 w nocy, znajduj? hotel za 9 $, nie tyle dzi?ki "Lonely Planet?, ile dzi?ki... przechodniom. Hotel czysty, cho? obs?uga jaka? dziwna: bezz?bny staruszek i ch?opak do pos?ug rodem z Arabii Saudyjskiej. Ale pokój mi si? podoba, a jako atrakcj? proponuj? mi na noc "sister" za naprawd? niewielk? op?at?. Podobno obcokrajowcy nie stroni? od takich uciech, a hotel pod tym wzgl?dem jest bezpieczny. Tego typu rozrywki, oczywi?cie, s? surowo zakazane, ale to jest w?a?nie ten dreszczyk...
Sam Isfahan przecudowny, tylko si? trzeba nachodzi?. S? autobusy, ale nikt nie wie, jak i kiedy kursuj?. O meczetach tu pisa? nie b?d?, ale gdyby znowu by?y klasyfikowane cuda ?wiata, ja bym za nimi g?osowa?. Same mozaiki i sufity przyprawiaj? o zawrót g?owy, a do tego znajduj? si? tam równie? takie atrakcje, jak kolumna, któr? mo?na poruszy?; chwieje si?, ale nie przewraca; albo ogromna kad? z wod?, któr? mo?e ogrza? jedna ?wieczka (pod kadzi? zamontowano jaki? szata?ski system grzewczy) i wiele innych. Cudowny park nad rzek?, nad któr? stoj? XVI-wieczne mosty. S?awny See-o-se-pol, pod którym urz?dzono niesamowit? herbaciarni? i kawiarni?: pomi?dzy stolikami p?ynie nurt rzeki i ?eby si? przedosta? z jednego stolika do drugiego, trzeba skaka? po wbitych w dno rzeki kamieniach... Pi?kny, specyficzny klimat, niedaleko góry. Isfahan jest godny pozostania w nim na kilka dni. A hotel mo?na znale?? ta?szy, albo po prostu zapyta? s?siada-tubylca, ile p?aci za swój pokój, i zaszachowa? w?a?ciciela. Mój s?siad p?aci? tylko 6 $. Ot, jak mnie chcieli oszwabi?! Tylko ?e s?siad nie mia? "sister". No, a potem podró? autobusem do Shiraz. Bilet kosztowa? jakie? kilka dolarów, podró? trwa?a ok. 10 godzin noc? - troch? drzema?em.