24. Droga powrotna do Turcji
W drodze powrotnej do Turcji zachwycaj? mnie sklepy rozsiane tu? przy szosie, przy których cz?sto zatrzymuje si? nasz autobus. Sklepy te s? pe?ne towarów, g?ównie ?ywno?ci. S? bardzo jasno o?wietlone, a towar ustawiony po sufit w wielkie piramidy ciastek, wafelków, czekoladek, soków. Je?li kto? wam powie, ?e Iran jest biednym, zacofanym, g?odnym krajem - wybuchnijcie ?miechem. Ja go oceniam inaczej: gdyby kto? przeniós? Niemcy w ?rodek ira?skiej pustyni, ale zapomnia? o Niemcach, to by by? dzisiejszy Iran. Nie by?em wprawdzie na g??bokim wschodzie Iranu - tam podobno jest inaczej, pro?ciej, siermi??niej, za to dziewczyny jeszcze ?adniejsze.
W autobusie jak zwykle najpierw werset Koranu. Przez te 48 godzin podró?y nawi?zuj? znów kilka znajomo?ci. W autobusach wolno pali? i Ira?czycy korzystaj? w pe?ni z tego prawa. Ale gdy tylko zorientowali si?, ?e mam problemy z astm?, przeszli na koniec autobusu. Taki naród! Cz?stuj? jedzeniem, jakimi? puszkami, plackami - a przed samym Stambu?em to ju? by?a prawdziwa uczta! Ka?dy wyjmuje, co mu zosta?o, i dzieli si? tym ze wspó?podró?nymi. Asystent kierowcy roznosi w dzbanie lodowat? wod?, ja dostaj? swoj? porcj? sera, jakiej? fasolki jakby po breto?sku, cukierki, ciastka... polewaj? mi i innym r?ce specjalnym olejkiem o nazwie "water of lovers", do nabycia wy??cznie w Iranie. Nie mam nic, co bym móg? da? w zamian, wi?c robi? zdj?cia. Atmosfera lepsza ni? na polskim grzybobraniu, bo wszyscy trze?wi. I kiedy na koniec jeden z g?ównych "organizatorów" uczty wo?a: "No to teraz podzi?kujmy Allahowi za ten posi?ek i za szcz??liw? podró?", wersety Koranu brzmi? naprawd? szczerze i rado?nie, i doprawdy ?a?uj?, ?e nie znam farsi (perskiego), bo bym si? ch?tnie do??czy? do tej modlitwy.
Na granicy spotykam tego samego kierowc?, który pomaga? mi przy jej przekroczeniu w tamt? stron?. Pozdrawiamy si?.
A teraz s?owo do tych, którzy b?d? przekracza? granic? z powrotem. Iran - bez problemu. Celnik: - Turysta z Kanady? Ja: - Yes, sir! Celnik: - I co, podoba?o si?? Ja: - Och, bardzo! Szkoda, ?e wiza mi si? ko?czy, Isfahan, Teheran, Shiraz, a pojecha?bym jeszcze nad morze. Celnik: - Hehe... no to zapraszam nast?pnym razem! Nikt nie zagl?da w baga?e, nie grzebie w plecakach. Mog?em wywie?? ton? gazet i ulotek, pod?o?y? kilka bomb... Za to po tureckiej stronie... to dopiero! Wganiaj? nas do d?ugiej i w?skiej piwnicy, obskurnej, obdartej i ciemnej, o?wietlonej z góry tylko jedn? go?? ?arówk?. W oknach kraty, a okna pod sufitem. Trzeba tak g?siego sta? z godzin? albo dwie. Najpierw znudzony urz?dnik wbija wszystkim piecz?tki w paszporty. Potem kontrola wiz. (Ja musz? lecie? kupi? now? wiz?, bo z poprzedniej wynika, ?e wjecha?em do Turcji w... Bazargan. Wygl?da?o tak, jakbym jecha? do Turcji nie z Europy, a z Iranu). W sumie chodzi o kolejny bakszysz 10 $. Wypuszczaj? mnie z piwnicy, kupuj? wiz? i... nie mog? si? dosta? z powrotem, ?elazne drzwi zamkni?te, moi Ira?czycy krzycz? co? do mnie ze ?rodka, Turcy próbuj? pomaga?, w tym czasie doje?d?a inna grupa i robi si? zamieszanie. Wreszcie wychodzi turecki celnik o wygl?dzie zapa?nika recydywisty. - Drzen tobry, jak sze masz?! - wita mnie. - Ja trochi po polszki rozhumiem. Du?o polski turystów. I wyjmuje p?k kluczy, otwiera mi drzwi do tej cholernej piwnicy, gdzie tkwimy jeszcze z godzin?. Tymczasem Turcy, chyba inni podró?ni, zagl?daj? przez zakratowane okno do wewn?trz, przynosz? biednym Ira?czykom lemoniad? i kanapki (w?ród nas s? te? matki z dzie?mi). Trzeba mie? na to zdrowe nerwy albo stoicki spokój. Ja mam to drugie. W ko?cu pojawiaj? si? celnicy i leniwie dokonuj? pobie?nej odprawy. Dziwi? si?, ?e taki kraj jak Turcja ma tak obskurn? sal? odpraw i w taki sposób traktuje podró?nych - cho?by nawet i z Iranu.