Drog? jeszcze wy?ej tarasowa?a bukowa kosodrzewina, g?sta i spl?tana. Tam pili?my dla pokrzepienia yerba mate - i zje?d?ali?my w dó?, powoli i zakosami, bawi?c si? w rysowanie wzorów na g?adkim ?niegu... Karl, jako najlepszy z nas narciarz, zje?d?a? zawsze ostatni, dodaj?c jaki? oryginalny akcent naszym esom-floresom. Wracali?my do schronu na kawa? baraniny pieczonej na ruszcie przed chat?, a po po?udniu ruszali?my na nowe odkrycia. Pogoda by?a znakomita, s?o?ce przygrzewa?o, temperatura nie przekracza?a -5 st. C.
W siermi??nym schronie Karla trzeba by?o r?ba? drwa na opal, trzeba te? by?o r?ba? lód na strumieniu, ?eby czerpa? wod?... Trzeba by?o chodzi? spa? o zmierzchu, a wstawa? o ?wicie, bo ?wieczek by?o ma?o... Ale okolice by?y fantastyczne. Ka?da dolinka to kolejne odkrycie, ka?da wycieczka - to przygoda. A byli?my tam tylko dwa dni!
Po dwóch dniach wrócili?my tam, gdzie ?wiat?o elektryczne, prysznic i ogrzewanie. Odszorowani i wymyci, pojechali?my z Carlosem odwiedzi? jego przyjaciela, który nieopodal Ushuaia hoduje psy Husky. Korzystaj?c z okazji, wybrali?my si? psim zaprz?giem na pobliskie gigantyczne torfowisko, zwane Tierra Mayor. Nie do przebycia latem, w zimie jest ono równe i g?adkie jak stó?. Wymarzone dla psiego zaprz?gu! ?eby si? rozgrza? po psich harcach, zostali?my zaproszeni na fondue. To znaczy - na argenty?sko-ziemioogniste fondue. Ró?nica w tym, ?e zamiast sera dodano kawa?ki surowej baraniny, o któr? tu du?o ?atwiej ni? o ser!
Na zako?czenie, maj?c nart po uszy, wybrali?my si? na wypraw? na olbrzymie kraby z kana?u Beagle. Przyjaciel Karla, Hector Monsalvo, jest w?a?cicielem kutra "Tres Marias" i jednocze?nie zawodowym ?owc? krabów. A w chwilach wolnych - jest p?etwonurkiem i podwodnym fotografem. Znakomitym p?etwonurkiem: przed laty by? podwodnym przewodnikiem wyprawy Cousteau. Jest tak?e znawc? podwodnego ?wiata kana?u Beagle, tej lodowatej wody.
Wyp?yn?li?my z Hectorem o ?wicie. To znaczy przed godzin? 10 (w zimie niebo nad Ushuaia zaczyna si? czerwieni? ko?o 9 rano, a s?o?ce zachodzi po godzinie 18 - zwa?cie, ?e jest to te? znakomite miejsce na podró? po?lubn?!) Tak wi?c wyp?yn?li?my o ?wicie. Po godzinie dop?yn?li?my do pierwszego krabowiska. ?owienie tych ogromnych krabów nie jest zaj?ciem pasjonuj?cym: Hector podnosi? wielkie kosze-pu?apki, oznaczone bojami, i wysypywa? z nich chmary krabów. Sortowali?my je wtedy szybko, zwracaj?c krabi? drobnic? z powrotem w s?one wody Beagle - i pruli?my do nast?pnej bojki. Przez czas jaki? towarzyszy?o nam stado fok (otarii), robi?cych za delfiny: ?ciga?y si? z kutrem, wyskakuj?c raz po raz z wody i wywijaj?c w powietrzu kozio?ki. Wyg?upia?y si?, bo wiedzia?y, ?e maj? publiczno??! Po 20 minutach jednak znudzi?y si? i znikn??y tak nagle, jak si? pojawi?y.
W sterówce ca?y czas trzeszcza?o radio. S?uchali?my rozmów niewidocznych statków. Potem z?apali?my cz?stotliwo??, na której chilijski operator z wyspy Navarino nudzi? i zabawia? si? rozmow? z argenty?skim koleg?. Rozmawiali jak dwaj znudzeni koledzy w barze... W pewnej chwili Chilijczyk o?ywi? si? i kaza? zamkn?? si? koledze, bo mia? pilny komunikat meteorologiczny. I zacz?? monotonnie powtarza? zawodowym g?osem: "Isla Navarino, Isla Navarino - do wszystkich: ostrze?enie przed silnym wiatrem..." Od zachodu, od Pacyfiku, nadci?ga? ju? bury wa? chmur. Hector zadecydowa?, ?e do?? ju? tych krabów na dzisiaj i ?e schronimy si? pomi?dzy wysepki Archipelagu Bridgesa: "Pod wieczór si? uspokoi!", zapewni?.