Zjazd rowerami z prze??czy do malowniczej miejscowo?ci Heiligenblut dostarczy? te? nie lada emocji. Potem jednak, jad?c dolin? Mölltal, wpadli?my po raz kolejny w strugi deszczu. W pewnym momencie, gdy zatrzymali?my si? kryj?c si? pod jedynym przydro?nym daszkiem, do??czy?a do nas dwójka innych przemokni?tych rowerzystów. Jak si? okaza?o, byli to Polacy. Cel jednak mieli o wiele ambitniejszy - Rzym.
W mie?cie Lienz zatrzymali?my si? w pewnej chwili pod zadaszonym przystanku autobusowym. Gdy tak d?ugo czekali?my, a? przestanie pada?, zlitowa?a si? nad nami mieszkaj?ca po drugiej stronie ulicy sympatyczna pani. Zaprosi?a nas na herbat?, po czym zaproponowa?a nocleg - wprawdzie w gara?u, ale za to suchym i ciep?ym.
Nast?pny ranek powita? nas s?oneczn? pogod?, wi?c pognali?my dalej, ku granicy z W?ochami. Wkroczyli?my w ko?cu w Dolomity.
Ta cz??? W?och, Trydent-Górna Adyga, to specyficzny region tego kraju. Wi?ksza jego cz??? wesz?a w sk?ad Italii dopiero w 1919 r. Do tego czasu by? to Po?udniowy Tyrol, nale??cy do Austrii. Do dzi? j?zyk niemiecki jest równorz?dny z w?oskim, co widoczne jest na ka?dym kroku, np. w podwójnym nazewnictwie (mimo to daleko jeszcze do pokojowej koegzystencji obu grup etnicznych). To, ?e nie jeste?my ju? jednak w uporz?dkowanej i schludnej do bólu Austrii, wida? od razu - po gorszych drogach czy po pokazuj?cych si? od czasu do czasu odrapanych budynkach.
Przez Dobbiaco dotarli?my do naszej bazy, miasteczka Misurina, pi?knie po?o?onego nad romantycznym jeziorkiem i otoczonego nagimi dolomitowymi szczytami. Rowery posz?y chwilowo w odstawk?, a my poszli?my w góry (Dolomiti di Sesto).
Dolomity to specyficzne góry. Ich poszarpane, surowe ska?y robi? niesamowite wra?enie nawet z do?u. Dopiero jednak, gdy wejdzie si? wysoko na prze??cze i górskie ?cie?ki, doceni? mo?na bezmierne przestrzenie wyznaczane zamglonymi dolomitowymi zboczami. Niestety, podczas naszej wizyty mg?y i deszcz zdominowa?y krajobraz i do minimum skróci?y nasz pobyt w tych górach.
Najs?ynniejszym chyba i najbardziej obleganym szczytem niedaleko Misuriny jest potrójna korona Tre Cime di Lavaredo (2998 m n.p.m.), my natomiast zwiedzili?my m.in. masyw Monte Piana, niezwykle ciekawy ze wzgl?du na histori?. Na jego zboczach rozgrywa?y si? zaci?te i krwawe walki podczas I wojny ?wiatowej. Ca?e Dolomity s? zreszt? naznaczone ?ladami tamtych walk, tu jednak zachowa?o si? wyj?tkowo du?o okopów czy wykutych w skale sztolni. Jest nawet symboliczny cmentarz poleg?ych w walkach ?o?nierzy, a na szczycie masywu wznosi si? olbrzymi krzy?. Z p?askiego wierzcho?ka widok jest zreszt? nieprawdopodobny.
Pogoda nas nie rozpieszcza?a - wiatr, deszcz i zimno. Z tego te? powodu nieco przedwcze?nie opu?cili?my majestatyczne, dzikie i niego?cinne dla nas Dolomity, kieruj?c si? w drog? powrotn?.
Z powrotem chcieli?my pojecha? przez Austri? inn? tras?, tak by omin?? wysokie góry i trzyma? si? dolin rzecznych. Gdy tylko wyjechali?my z Dolomitów, pogoda si? poprawi?a. Poprawi?y si? te? nam humory, ale niestety nie na d?ugo. Po przejechaniu ?agodnego odcinka Doliny Drawy (Drautal), przed miastem Spittal an der Drau popsu? si? rower Daniela - wprawdzie tylko peda?, ale do wymiany by?a ca?a tarcza nap?dowa. Jak bardzo wtedy ?a?owa?, ?e chcia? zaoszcz?dzi? przy kupnie roweru i sprawi? sobie, jak si? okaza?o, bubel. Dotarli?my jako? do miasta i znale?li?my sklep rowerowy. Kupno nowych cz??ci okaza?o si? ponad nasze skromne mo?liwo?ci finansowe, wi?c zmuszeni byli?my przerwa? peda?owanie.
Reszt? trasy przejechali?my poci?giem, przez Salzburg i Linz do Czech, a stamt?d przez Prag? do Polski. W Austrii jednak poci?g to nie to, co w Czechach, wi?c troch? nam przetrzebi?o kieszenie. Podró?owanie z rowerem poci?gami jest bardzo popularne w Austrii, a prawie ka?dy poci?g lokalny ma wagon rowerowy, w którym rowery wisz? sobie na specjalnych hakach, a i op?ata za nie jest symboliczna.
Po trzech tygodniach wrócili?my wi?c do Jeleniej Góry (w Czechach znów musieli?my par? godzin poczeka?, a? dowioz? nasze rowery). Dotarli?my do domu bogatsi o nowe do?wiadczenia i prze?ycia, zm?czeni, ale zadowoleni. A ja - rozmi?owany w turystyce rowerowej...