I tak te? uczyni?em. W ciekawy sposób odmierza si? tu czas korzystania z natrysku. Bior? klucz, zapisywana jest godzina i id? pod prysznic. Gdy oddaj? klucz, sprawdzany jest czas i odliczane od tego 2 minuty, bo s? gratis, na doj?cie. A minuta pod prysznicem kosztuje 30 gr lub zimny - 15 gr.
Tak troszk? zmieniaj?c temat, to dzisiaj zdecydowanie za du?o wyda?em. Faktycznie za du?o. Teraz podliczy?em i wysz?o mi 23,40 z?. Maksimum, jakie sobie wyznaczy?em, to 20 z?. Oj, wyda?em jeszcze wi?cej, nie policzy?em srajta?my i szczoteczki do z?bów.
Ale co mi tam, w ko?cu s? wakacje!
Dzie? czwarty, 10.VIII.99
Zaraz si? zbieram, musz? wróci? d Soliny, gdzie b?d? czeka? do jutra na Piotra. Nie chce mi si?, bo ju? tam by?em, ale mus to mus.
Zaopatrzy?em si? w prowiant, dopakuje si? i... Cholera, mam za du?o rzeczy. Im d?u?ej je?d??, tym trudniej mi si? spakowa?.
Dobra, dosy? pisania, trzeba z?o?y? namiot i w drog?.
Siedz? na poboczu przy krzy?ówce na Pola?czyk i co? tam na H - nie chce mi si? podej?? do drogowskazu. Nie wiem, czy i?? dalej, czy ?apa? stopa, zw?aszcza ?e przede mn? stoj? trzy osoby - s? razem.
Chyba si? przenios? do cienia, nie chc?, ?eby gadali, przecie? i tak stoj? za nimi.
Podszed?em do drogowskazu, miejscowo?? nazywa si? Hoczew.
Stopa nie z?apa?em i, chc?c nie chc?c, powtórzy?em wczorajszy spacerek. Buty mnie uwieraj?, wody brakuje, a s?o?ce ?wieci chyba mocniej ni? wczoraj. Wróci?em na ten sam kemping, na którym spa?em z niedzieli na poniedzia?ek. Mam prawie to samo miejsce. Jest oko?o 13.00, a ja mam ju? rozbity namiot. Po prostu jest tak gor?co, ?e nie chce si? chodzi?, a co dopiero siedzie? w PKS-ie czy stopie.
Pewnie posiedz? tu ze 2 dni, bo jutro ma przyjecha? Piotr. Ale to si? jeszcze oka?e.
Pora obiadu nasta?a, s?oneczka zasz?o, wiaterek nadszed?. Na obiad zrobi?em sobie zup? pieczarkow? i wrzuci?em w to kawa?ki chleba - nie mam makaronu. Sama zupa jest ?wietna, a razem z chlebem... Powiem, jak zjem.
Co prawda najad?em si?, ale z bu?k? by?o zdecydowanie lepsze.
Id? pod prysznic.
Z prysznica nici. Jest taka kolejka, ?e musz? czeka? oko?o 2 godzin.
Reszta dnia zlecia?a mi na ca?kowitym lenistwie.
Dzie? pi?ty, 11.VIII.99
Dzisiaj postanowi?em si? wyspa?, spa?em do 9.20.
Co? z tym za?mieniem nie tak. Jest co prawda zachmurzone ca?e niebo, ale czasem s?o?ce wychodzi. W godzinach podanych w gazecie nawet ?ladu ksi??yca nie by?o wida?. Nie wiem, co si? dzieje. Przynajmniej nie ?a?uj?, ?e nie pojecha?em na W?gry ogl?da? ca?kowitego za?mienia.
Jest ju? 12.02, a za?mienie mia?o by? oko?o 10.40 , wi?c nie ma ju? na co czeka?. Id? zrobi? pranie.
Ha ha, uda?o si?, widz?! Zupe?nie przypadkiem, maj?c okulary przeciws?oneczne na nosie, spojrza?em na s?o?ce i... jest! Ksi??yc ju? do po?owy przys?ania? s?o?ce, zrobi?em fotk?, zobaczymy, co z tego wyjdzie (teraz ju? wiem, ?e na zdj?ciu niewiele wida?, wszystko wysz?o za ma?e).
No, s?o?ce jest wyra?nie zas?oni?te, w 95% na pewno. I to wszystko o 12.30.
Oko?o 17.00 przyjecha? Piotr, poszli?my na zapor? i jako? ten dzie? zlecia?.
Dzie? szósty, 12.VIII.99
Od rana pada, siedzimy w namiocie. Dzisiaj chyba nic wi?cej si? nie wydarzy.
A jednak si? wydarzy?o. Jeste?my w Cisnej. Troszk? piechot?, reszt? PKS-em i jeste?my. Robimy sobie obiadek "grochówka" made by Winiary. G?sta i dobra - pycha.
Reszta dnia przebieg?a spokojnie i bez problemów.
Dzie? siódmy, 13.VIII.99
Plan na dzisiaj: Cisna - Roztoki Górne - Michalowce (miasteczko na S?owacji) - Roztoki Górne - Cisna.
Piechot? doszli?my do przej?cia granicznego w Roztokach. Trudno to by?o nazwa? przej?ciem, ale wopista by? sympatyczny - nie do??, ?e w Piotra wieku, to i z jego rodzinnego miasta - Przemy?la.
Ju? wtedy nie mieli?my wody, Piotrowi spad?a i p?k?a butelka.
Idziemy, a wioski nie wida?. S?yszeli?my trzy ró?ne opinie na temat odleg?o?ci do wioski: napotkany turysta mówi?, ?e to 12 km, wopista - 4 km, a Czech poznany ju? na S?owacji pokaza? map?, która wskazywa?a oko?o 20 km.
Po s?owackiej stronie szli?my z bardzo mi?? i rozmown? rodzink? (Polacy). Zbierali?my gruszki i jab?ka, by?o bardzo sympatycznie. Wtedy spotkali?my tego Czecha, który dobi? nas wiadomo?ci?, ?e przed nami jeszcze 20 km. Poszliby?my, ale nie mieli?my nawet koron. No i koniec ko?ców rozstali?my si? z rodzink? i zawrócili?my. Postanowili?my jeszcze tylko zje?? co? przy pi?knie po?o?onym pensjonacie i w drog?.
W po?owie drogi dogonili nas oplem kombi ci sympatyczni pa?stwo, których poznali?my ju? na S?owacji. Prowadzi? akurat jeden z dzieciaków. Na pytanie, czy nas podrzuci?, zgodzili?my si? od razu.