Linia kolejowa z Cuzco do Machu Picchu zosta?a wykupiona przez jak?? Angielk?, która kasuje teraz wszystkich za przejazd. Nawet Peruwia?czycy spoza miejscowo?ci po?o?onych na tym szlaku musz? je?dzi? poci?gami dla turystów i odpowiednio p?aci?, oczywi?cie. Ale nie z nami te numery. Poniewa? mieli?my troch? czasu, z powrotem poszli?my kawa?ek (bez przesady, jakie? 25 km) piechot? wzd?u? torów. Droga by?aby przyjemna, gdyby nie ci?g?e nas?uchiwanie, czy nie jedzie. P?yn?ca obok Urubamba tak szumia?a, ?e naprawd? trzeba by?o uwa?a?. Na 88 km rozbili?my si? przy posterunku policji, a nast?pnego ranka wepchn?li?my si? do "local train" (dla miejscowych). Nie wyrzucili nas, co nagrodzili?my sobie w Cuzco dodatkowymi cervezami.
Na zako?czenie pobytu w Peru pojechali?my sobie na rafting (zamiast wycieczki do prawdziwej d?ungli - niestety, równie? nast?pnym razem). Jest to niez?a zabawa, warunek - trzeba bra? co najmniej rzeki 3. (skale trudno?ci). Buja?o i chlapa?o ca?kiem przyzwoicie! Polecam ka?demu, kto chce si? troch? rozerwa?. Na sam koniec, wracaj?c do Limy na samolot, zaliczyli?my k?piel w Pacyfiku (mam ju? wszystkie trzy). Fale fajne, woda s?ona, ale zdecydowanie cieplejsza ni? w jeziorze Tititaca.
Tak jak z przygodami rozpocz?li?my podró?, tak te? j? zako?czyli?my, cho? teraz nie by?y one mo?e tak przyjemne. W Berlinie skonfiskowano nam ca?y "przemyt" mate di coci (herbaty z li?ci coki). A ja specjalnie szuka?em w Peru po sklepach, ?eby znale?? ?adnie opakowan? mate na prezenty i wozi?em j? przez ca?y czas w baga?u podr?cznym. Trzymali nas ponad dwie godziny, obsmarowali jakimi? testerami na wszelkie mo?liwe narkotyki, przekopali ca?e baga?e. Jedyn? nasz? satysfakcj? by?o to, ?e w wi?kszo?ci nasze rzeczy by?y ju? mocno nie?wie?e. No, ale herbata przepad?a, a nam dali tylko pokwitowanie.