Umówi?em si? z Robertem w Katowicach o 12.30. Autobus mia? by? o 13.00, z wc na pok?adzie. Par? minut po 13 przyjecha? autobus do Istambu?u, ale bez wc. To nie nasz! Dowiedzieli?my si? od kogo?, ?e nasz przyjedzie na parking 100 metrów dalej. Przeszli?my na wskazane miejsce, gdzie czeka?o ju? sporo ludzi. Pami?tam, by?a godzina 14.00, deszcz la? okropnie, zimno, temperatura poni?ej 10 st. Cieszy?em si?, ?e jad? tam, gdzie jeszcze trwa lato. Autobus przyjecha? przed 15, nawet dwa, jeden zielony, drugi ró?owy - oczywi?cie, obydwa z wc. Przyjecha?y z Warszawy, ludzi ju? by?o w ?rodku tyle, ?e bali?my si?, ?e si? nie zabierzemy. Wszyscy gonili jak z pieprzem od jednego do drugiego. Okaza?o si?, ?e jeden to na wczasy do Turcji - Ajvalik, drugi do Istambu?u. Baga?e do luków i do ?rodka, pe?no ludzi, obs?uga powoli wskazuje miejsca, rozdaje koperty z biletami (p?aci si? w autobusie, po wcze?niejszej telefonicznej rezerwacji).
Mieli?my wp?acone 10% ceny biletu w biurze turystycznym w Katowicach, w którym poinformowano nas, gdzie, kiedy i o której odje?d?a autobus, reszt? mieli?my dop?aci? w autobusie. W po?owie trasy mi?dzy Katowicami i Cieszynem dowiedzieli?my si?, ?e nasze przedp?aty s? niewa?ne, ?e ta firma nie ma takiego po?rednika w Katowicach i ?e mo?emy albo zap?aci? ca?o??, albo wysi??? w Cieszynie. Pi?knie - pomy?la?em, takie problemy na starcie w kraju, a przed nami 8000 km! Zap?acili?my ca?o??, szkoda by?o tylko tych pieni?dzy wydanych na bilet w biurze (do dzisiaj nie wiemy, czy ten pierwszy autobus, do którego nie wsiedli?my, by? nasz, czy biuro wystawi?o nas do wiatru). Bilety powrotne mieli?my dosta? na granicy, bo blankiety podobno by?y w drugim autokarze. Min?li?my ostatni? granic? (bu?garsko-tureck?), a biletu nie zobaczyli?my. Dopiero na miejscu w Istambule gonili?my za Turkami, by wystawili nam bilet. Uda?o si?!
Turcja
By?a godzina 23.40, po deszczu, ciep?o, a my z biletami w z?bach wystartowali?my do metra. Wiedzieli?my, ?e metro kursuje tylko do pó?nocy, a by? to jedyny sposób (oprócz taksówki), by dosta? si? na Otogar, czyli dworzec autobusowy. Bieg z 20 kg plecakiem nie nale?y do przyjemno?ci. Wskoczyli?my do ostatniego wagonu i za nami zamkn??y si? drzwi. Zd??yli?my! Za to krople potu zalewa?y nas jak deszcz w kraju.
Otogar to chyba najwi?kszy dworzec na subkontynencie. Prawie 200 firm przewozowych. Przewozy po ca?ej Turcji, do Iranu, Syrii, Jordanii, gdzie tylko dusza zapragnie. Nas interesowa? wschód - Dogubayazit - graniczne miasteczko we wschodniej Turcji. By?a godzina 1 w nocy, najbli?szy autobus do celu dopiero ko?o po?udnia. Decydujemy si? jecha? do Ankary, a potem dalej. Bilet kosztowa? nas 7 USD. By? du?y wybór, autobusy je?d?? ca?? dob?, ceny od 6 do 20 USD. Dla nas by?o wa?ne, ?e bilet jest tani i nie trzeba czeka?.
Po siedmiu godzinach znale?li?my si? w Ankarze. Nast?pne po??czenie dopiero o godzinie 15.00. Wyskoczyli?my do miasta, dworzec oddalony jest od centrum o kilka kilometrów, ale jest dobre po??czenie dzi?ki metru. Na kolei dowiedzieli?my si?, ?e poci?gi nie kursuj? z powodu dzia?a? PPK (istnieje mo?liwo?? podró?y poci?giem na wschód, co prawda taniej, ale wolniej). Po obfitym obiedzie wrócili?my na dworzec, telefon do kraju i do autobusu.
Podró? kosztowa?a 17 USD, trwa?a 16 godzin. Po drodze pi?kne widoki. W czasie podró?y, w nocy autobus kilkakrotnie by? kontrolowany przez uzbrojonych wojskowych. Przy pierwszym takim przystanku nie wiedzieli?my, czy to kontrola, czy napad, co si? w ogóle dzieje? Jednak po obserwacji tubylców, którzy zachowywali spokój, zrozumieli?my, ?e to co? normalnego.
Godzina 7.00, ch?odne powietrze o?ywia zaspane twarze. Zapowiada si? pi?kny, s?oneczny dzie?. Ulokowali?my si? w hotelu w pokoju z pi?knym widokiem na Ararat (3 USD). Dogubayazit to zupe?nie inna Turcja: muhagaby pokazuj? ?wiatu tylko oczy, dominuje niska zabudowa, ulice o bitej nawierzchni. Tylko stacja BP i bankomaty w bankach mówi? nam, ?e jeste?my w cywilizowanym kraju. Atmosfera przemytniczego miasteczka jest atrakcj? sama w sobie. Nad miasteczkiem góruje Ararat, niestety, niedost?pny dla turystów. Nie wszyscy wiedz?, ?e wej?cie jest mo?liwe za kilkadziesi?t dolarów. Nale?y odszuka? agencji "Mefser Tour" i zapyta? o Sabri Ergimlaza (pomo?e tak?e za?atwi? wiz? ira?sk?).
Najlepszym punktem widokowym na Ararat jest po?o?ony kilka kilometrów od Dogubayazit pa?ac Ishaka Pasy, wodza Kurdów. Imponuje solidno?ci?, a zarazem mistern? konstrukcj?, budowan? przez 100 lat (wst?p 2 USD). W drodze powrotnej spotkali?my Turka (spotykaj? go wszyscy, którzy zdecyduj? si? na piesz? w?drówk?), u którego wymienili?my tward? walut? na ira?skie riale, a tak?e du?o dowiedzieli?my si? o po??czeniach autobusowych po drugiej stronie granicy. Reklamuje on tak?e hotele w wielu miastach Iranu. Warto wzi?? wizytówki hoteli, s? sprawdzone. W hotelu zamówili?my na rano dolmus, który zawióz? nas do granicy ira?skiej (2 USD). Na granicy warto by? rano, jest otwarta w godzinach 9-14.